Marzenie przed ogórkami
(Głos Koszaliński - Magazyn 31.05-1.06.1975)
Było to tak. Wyszedł facet. Niepozorny, ale za to w smokingu. Rozebrał
się do koszuli i spytał swojego kumpla, czy jedzie na urlop. Kumpel
coś zamamrotał i wtedy zaczęło się wydawać, że ten kumpel wcale
nie jest kumplem. I tak też było. To nie był kumpel. A ten facet
okazał się normalnym aktorem. No i tak nas przerobił - od początku
do końca.
Przepraszam najmocniej Szanownych czytelników za slang. To nie
moje - to fragment relacji jaką zdawał jeden młody człowiek drugiemu
po obejrzeniu ostatniego spektaklu "Sceny monodram" w koszalińskim
WDK. I to wcale nie znaczy, że tenże młody człowiek używa tylko
cytowanego wyżej i nam, starszym niezbyt zrozumiałego języka. On
że, na spotkaniu po spektaklu "taniec koguta" zupełnie poprawną
polszczyzną wiódł spór a aktorem - amatorem Władysławem Pitakiem.
Bo też nie w slangu sprawa. Ale w tym, że niechcący natrafiłem w
Koszalinie na nader ciekawą imprezę i na nie mniej interesujące
audytorium.
"Scenę monodram" prowadzi Miejski Ośrodek Kultury przy WDK bodaj
od roku. Ale że jestem przekorny, dopiero ostatnio dałem się uwieść
opublikowanemu w "Głosie" zaproszeniu i poszedłem. Z początku poczułem
się nieswojo: sala niemal pełna, a widzowie o połowę młodsi ode
mnie. Skryłem się więc w gąszczu i zacząłem podsłuchiwać. Jakieś
dziewczyny twierdziły zgodnie, że Hanin ostatnio "pokazała klasę"
i że teraz, za tydzień czy dwa, będzie tu niejaki Hańcza. A potem
wszedł właśnie "facet" i zaczął po prostu zaczepiać publiczność.
Zaczepiał tekstem Broszkiewicza. I prowokował do tego, że w końcu
rzecz z pozoru ucieszna a krotochwilna ukazała jakiś, wcale nie
błahy podtekst: musiałem się na serio zastanawiać, jakimi to sposobami
można nie szargając narodowych świętości, powiedzieć narodowi jak
jest łatwowierny, ufający zbyt łatwym przyjaźniom i nie przewidujący
strat niesionych przez pozorne zyski. Ale, ale... dałem się sprowokować
niejakiemu Pitakowi do niemal filozoficznych wynurzeń. A tymczasem
ważne tu jest co innego.
To, że publiczność zaskoczona przecież niecodzienną formą przedstawienia,
prowokacją do współuczestnictwa i współpartnerstwa z aktorem
- przyjęła
bez specjalnych wstrętów narzucona konwencję. To dowodzi, nie tyle
może nawet teatralnego rozsmakowania, nie tyle siły aktorskiego
działania - ile tego, że wśród bywalców poniedziałkowych imprez
w wudekowskiej kawiarni łatwo o atmosferę specjalnego zaciekawienia
propozycją nawet dziwną. "Tańczący kogut" Władysława Pitaka nie
jest łatwy w odbiorze. Niełatwa też była dyskusja o nim. A przecież
ci młodzi ludzie od pospektaklowej wymiany zdań nie tylko nie uciekli,
lecz pozwolili sobie z całą powagą atakować zaprezentowaną propozycję
lub bronić jej racji bytu.
Pomyślałem, że nieczęsto udaje się sprowokować ludzi do podobnej
szczerości. Niełatwo też sprowokować do tego młodzież. A tutaj
akurat - jest to rzecz normalna...
I wyszło na to, że byłem świadkiem, jedynej chyba u nas, próby
przyzwyczajania ludzi do systematycznego i aktywnego uczestnictwa
w sztuce niełatwej; w przeciągu kilku miesięcy zaprezentowano tu
kilka person z aktorskiej czołówki krajowej i bardzo wielu ludzi
amatorsko (co wcale nie znaczy źle) parających się monodramem.
Że teraz już do "Sceny monodram" widzów przyciągają nie tylko uznane
nazwiska, bo dla dzisiejszej widowni liczy się przede wszystkim
możliwość kontaktu z tą właśnie formą sztuki teatralnej.
A jako malkontent "z urzędu" pozwolę sobie powiedzieć,
że dobrze byłoby, gdyby ta właśnie "Scena" nadal działała.
Także w "ogórkowym" sezonie.
(VIP)
Tytuł monodramu "TANIEC KOGUTÓW"
Autor: Władysław Pitak wg Stanisława Broszkiewicza
Aktor: Władysław Pitak
|