OSATJA czyli RODZINA JEDNEGO AKTORA

(fragmenty artykułu Bronisławy Belusiak)

Przyciągnęły mnie tu wspomnienia sprzed kilku lat. Wpadłam wówczas do Zgorzelca przypadkowo, przejazdem, na parę godzin. W pamięci utkwił mi skwer w pobliżu domu kultury: na ogromnym polu szachowym starsi mężczyźni przenosili wielgachne figury. Na podobnych skwerkach w innych miejscowościach spotkać można mężczyzn grających w oko czy w tysiąca, ale żeby w szachy? co to nie.

W domu kultury odbywały się wówczas po raz trzeci OSATJA. Dla niewtajemniczonych podaję pełną nazwę: Ogólnopolskie Spotkania Amatorskich teatrów Jednego Aktora.
(...)
Po czterech latach - na skwerku bez zmian. Mężczyźni przenoszą w skupieniu pionki i figury po wielkim polu szachowym. W domu kultury inna już atmosfera. Dawny aktor tym razem jest widzem. Grono otaczających go wiernych znacznie się przerzedziło. I są to chyba inne osoby.

Kto zawinił

Odpowiedzialnością za wymyślenie OSATJA obciąża się głównie Mariana Szałeckiego, kierownika artystycznego i reżysera Teatru Ziemi Zgorzeleckiej (scena amatorska) oraz zastępcę dyrektora Zgorzeleckiego Ośrodka Kultury w jednej osobie. Ale czy tylko on jest winien? Od lat w Zgorzelcu duże zainteresowanie teatrem, tu też wyrosło liczne grono świetnych recytatorów, zbierających laury na ogólnopolskich konkursach. Przez nich to teraz ludzie jadą prawie na koniec świata (tak to dzięki naszej komunikacji się odczuwa), czyli do przygranicznej miejscowości, z Gdańska, Szczecina, Zakopanego; zresztą nawet ze środka Polski też trzeba jechać spory szmat czasu.

Zjawiają się tu jesienią, tym razem już po raz siódmy. Powiedzieć można, że jest to szczególna grupa hobbistów interesujących się teatrem jednego aktora, gdyby nie fakt, że wcale to nie wyczerpuje całości zjawiska, a już ani trochę nie mówi o klimacie, w jakim odbywają się zgorzeleckie spotkania.

Cały rok czekają na te kilka dni. Jadwiga Galik ze Sławna co roku przyjeżdża tu z nowym spektaklem i bodaj za każdym razem zdobywa nagrodę.
(...)

Władysław Pitak, ubiegłoroczny laureat, oberwał kiedyś w Zgorzelcu niezłe cięgi za monodram zbudowany z tekstów Norwida, a przygotowany pod okiem niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie teatru jednego aktora jakim jest p. Irena Jun. Okazuje się, że autor może być mniej świetny, reżysera może nie być wcale, byleby to, co się przedstawia, ściśle łączyło się z predyspozycjami psychicznymi występującego. Tego dowiódł Pitak monodramem "Jak zdobyć karierę" wg C. Parkinsona.

TJA jako psychodrama

O psychodramatycznej funkcji teatru jednego aktora - w odniesieniu do amatorów - mówiło mi wiele osób parających się tą trudną sztuką. Tu zwłaszcza trzeba mieć czym grać. Słowem - konieczna jest ciekawa osobowość i to, co ma się do powiedzenia.

Siłą teatru amatorskiego nie jest sprawność warsztatowa, lecz żar, autentyzm przeżyć, zaangażowanie emocjonalne aktora. Ma się rozumieć, nie zwalnia to od troski o technikę aktorską ani od intelektualnego wysiłku, koniecznego dla zbudowania dobrego spektaklu. Nie stawia to też znaku równości pomiędzy przeżywaniem a krzykiem tudzież wiciem się po scenie, jak to niektórym się wydawało. Może wykonawcy dusza łka, ale nie zdobędzie spodziewanego rezonansu u odbiorcy, jeżeli epatować będzie widza jedynie owym łkaniem. Zamiast wzruszenia wywoła jedynie znużenie i irytację.
(...)
Niezamierzony efekt humorystyczny osiągnie 17-latka o dziecinnej buzi niewinnego aniołka, słodkim i cienkim głosiku, która zadaje sobie przed liczną publiką pytanie: "czy przeżycia z innymi mężczyznami nie były równie intensywne?" Jeżeli nawet panienka wie, o czym mówi, dla postronnych nie jest to przekonywające, lecz jedynie zabawne. Tyle, że cięgi się tu należą osobie sprawującej pieczę nad kształtem artystycznym spektaklu, a nie samej wykonawczyni.
(...)
Główna nagroda przypadła Annie Szmidt ze Szczecina za "Maskę", wg Lema, Witkacego i paru innych autorów. Był to również świetny spektakl, tylko w zupełnie innym stylu, bo w stylu właściwym pewnie tylko Annie. Co za interpretacja tekstu! Jak znakomita umiejętność nawiązania kontaktu z odbiorcą! Chwilami odnosiłam wrażenie,że nie ma tu teatru, tylko zbiorowy seans para-spirytystyczny czy hipnotyczny.
(...)

Po co komu OSATJA

Pisząc o OSATJA należałoby raczej przedstawiać ludzi, a nie spektakle , z którymi przyjechali. Bo oni są najciekawsi. Są z najrozmaitszych grup społecznych i zawodowych. Spotkać można było ucznia, działacza kulturalnego, taksówkarza, studenta, żołnierza (i szeregowca i oficera), pracownika naukowego - i kogo tam jeszcze?

Co sprawiło, że zajęli się tą formą twórczej ekspresji?

O Krzyszczaku i Pietrykowskim powiedzieć można, że dzięki OSATJA znaleźli boczną furtkę do zawodu aktorskiego. Tylko pytanie: czy teraz oni, indywidualiści, dobrze się czują w zespołach teatralnych?

Pewnie niektórzy licealiści traktują OSATJA jako próbę przed egzaminem wstępnym do szkół teatralnych. Ale przecież "pójście w aktory" wcale nie jest marzeniem tych, którzy przyjeżdżają do Zgorzelca. Posłużę się przykładem Władysława Pitaka, który parę miesięcy temu zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Werbowano go do teatru, ale pozostał na swojej dotychczasowej posadzie kierownika domu kultury. Nie po to zdawał ów egzamin, by potem pracować w teatrze i być jednym z wielu - ale żeby siebie sprawdzić, swoje możliwości, na co go stać. Co prawda odciął sobie w ten sposób drogę do uczestnictwa w zgorzeleckim konkursie, ale jednak i w tym roku przyjechał, wraz z żoną na OSATJA. Nie poprzestali małżonkowie na obserwowaniu spotkań. Pomagali Krzyśkowi Kucharskiemu w redagowaniu "Marianka", czyli gazety OSATJA. Byli też fundatorami prywatnej nagrody dla Leona Dreszera za spektakl, który - ich zdaniem - wyzwoli alkoholika ze szponów nałogu. To uzasadnienie dla przyznanej nagrody wzbudziło ogólną i szczerą wesołość, ale Pitakowie pewnie wiedzą, co czynią.
(...)
Bronisława Belusiak, OSATJA CZYLI RODZINA JEDNEGO AKTORA, w: RAZEM, nr 51 (68), Warszawa, 18.12.1977